niedziela, 30 grudnia 2007

Między Krakowem a Reykjavikiem..czyli BERLIN

Skusiliśmy się na kuszetki do Berlina i tym sposobem zyskaliśmy cały dzień (od 7 rano, hihi;) na zwiedzanie tego miasta. Zaczęliśmy od słynnego Alexanderplatz i przemarszu aleją Unter den Linden. Darek chciał zjeść śniadanko na uniwersytecie Humbolda, ale ja w tych marmurach, z filozofami patrzącymi surowo ze ścian i otwierającymi się w w pustce drzwiami straciłam apetyt. Potrzebowaliśmy mapę - znaleźliśmy ją na ziemi - teoria życiowa Darka się czasem sprawdza;) Wiedzieliśmy więc, że to co się odbija w Szprewie to katedra;)


Dwa zdjęcia poniżej są ilustracją słynnego niemieckiego porządku;)



Godzina w kolejce przed Reichstagiem, aby wejść na kopułę (padnięty, niewyspany Darek został skuszony wizją kawy w kafejce). Czeka się długo, bo przechodzi się przez tak samo dokładną kontrolę jak na lotnisku. Właśnie kolejkę zagranicznych turystów wybrała sobie za widownię ta grupka:





Wspomniana kolejka widziana po drugiej stronie lustra:


Historia, Muzeum Muru (Bernauerstrasse)- zdjęcia ludzi żegnających się ze sobą z okien po obu stronach muru, podających sobie rękę na powitanie ponad murem sąsiadów, zamurowywanych okien..., ludzi biegnących na drugą stronę (kiedy to jeszcze było wykonalne, czyli w czasie budowy)...
W pobliżu znajduje się "Kafejka pod murem" - nie za bardzo przypadł mi do gustu ten pomysł.


Obiecana kawa w tureckiej knajpce w niesamowitej atmosferze okolic Oranienburgerstrasse.




Zmęczeni wsiadamy do autobusu lini 100 jadącego wokół ważnych zabytków - wysiadamy na chybił-trafił i trafiamy na Refleksję:


...a następnie na i trafiamy na Weihnachtsmarkt, czyli przedświąteczny jarmark i serwujemy sobie Gluhwein i pasztet tatusia:)

A następnie toczymy się metrem na lotnisko....

Więcej fotek- Berlińska gorączka

Acha i jeszcze coś: Akcja toczy się w nocnym pociągu relacji Kraków - Berlin, Intercity, dwójka zakochanych w przedziale, sam na sam z kuszetkami, pociąg mija Kędzierzyn-Koźle...

sobota, 8 grudnia 2007

Naturalny hot pot - podejście pierwsze

Skuszeni wizją kąpieli na golasa w naturalnym hot pocie w zupełnej dziczy (w miejscu połączenia się dwóch rzek: ciepłej i zimnej) tuptamy w góry koło Hvaragerdi. Słońce:)

Jesteśmy w Krainie Kontrastów Występujących Obok Siebie: śnieg i gorące kociołki:


Przez ziemię pokrytą śniegiem płyną ciepłe strumienie, wokół których rośnie sobie trawa - niesamowite wrażenie!


Niestety nie dotarliśmy do celu - musieliśmy się wycofać w połowie drogi z powodu dużego oblodzenia szlaku:((( Będzie więc podejście drugie;)



Kosmiczne zdjęcie:)

Więcej kontrastów: kliknij!

Ps. nagrodę Najuważniejszego Czytelnika Miesiąca Niniejszego Bloga otrzymuje...Madzia! Już ona wie dlaczego:)

wtorek, 27 listopada 2007

Śnieżyca


No właśnie, nigdzie nie dojechaliśmy...a chcieliśmy obczaić stoki narciarskie blisko Reykjaviku..

Ostatnio była taka wichura, że aż gwizdało - zaczynam rozumieć dlaczego 60% społeczeństwa wierzy w trolle i elfy...;)

poniedziałek, 19 listopada 2007

15 km od naszego domku...




Tyle zaległości mam na tym blogu...Więc teraz tylko szybciutko parę zdjątek na Picasie (dzięki Madzia;) z małego niedzielnego wypadu:


sobota, 3 listopada 2007

Życie w Reykjaviku

Zainspirowana akcją Gazety Wyborczej "mój kawałek Europy" postanawiam w podobnym duchu skrobnąć słów parę o Reykjaviku i życiu w nim.

Żeby wogóle móc tutaj normalnie funkcjonować: założyć konto w banku, podpisać umowę o pracę, kupić sprzęt elektroniczny potrzebny jest magiczny KENITAL. Jest to połączenie naszego peselu i nipu. Ponieważ wszystkie urzędy mają dostęp do jednej bazy danych, załatwiając coś później w urzędach podaje się tylko ten swój numerek i nie wypisuje się już żadnych dodatkowych świstków. (I to oni kompletują Twoje dokumenty, kserują, drukują itp:))

Wszyscy poruszają się samochodami (zrozumiałe ze względu na częste deszcze i mega wiatry - jednego dnia musiałam pojechać do oddalonego 10 minut piechotą banku samochodem!! a i tak jak przebiegłam tam i spowrotem to byłam cała mokra;))
Autobusem jeżdżą emigranci (zanim nazbierają na autko;) i uczniowie, którzy jeszcze nie mają prawa jazdy; ) rower jako środek transportu zarezerwowany jest dla "prawdziwych zapaleńców";) Mimo dużej iości trójpasmówek i rond i miasto w godzinach szczytu jest zakorkowane. Niedawno zlikwidowano nakaz zamykania knajp w weekendy o 3 w nocy, bo robiły sie korki na mieście..;)

Co do ich zwyczajów na drodze: wrzucanie migaczy uchodzi tu za zbędną fanaberię, a zatrzymanie się na środku wąskiej ulicy aby z kimś porozmawiac jest oki - nikt nie trąbi. Mają hopsia na punkcie terenówek i wożenia się nimi po Laugavegur (główna ulica handlowa).

Słynne są także "niedzielne spacery" Islandczyków: czyli przejażdżka samochodem przez kilka rond:) Ale trzeba też przyznać, że dużo z nich aktywnie wypoczywa, i nawet w taką sobie pogodę idzie na spacer, biega czy to gdzieś za miastem czy w obszarze rekreacyjnym wzdłuż rzeczki Ellidaardalur.

Niezmiernie popularne są tu geotermalne baseny na świeżym powietrzu, z jakuzzi , sauną i różnymi masażowymi bajerami, mmmm. Wszyscy z nich korzystają, od kilku miesięcznych maluchów począwszy. Początkowo siedzenie z mokrą głową na zewnątrz przy kilku stopniach i wietrze było trochę dziwnych przeżyciem (przypominały nam się wszystkie mamino-babcine przestrogi;) Ale teraz się aklimatyzujemy -suszenie włosów też uznajemy już za zbędną czynność(choć jeszcze wychodzimy w czapeczce na mokrych włosach, ale pracujemy nad tym;)

To co nas zdziwiło to duże zamerykanizowanie społeczeństwa i ogromny konsumpcjonizm (Islandia dopiero od niedawna jest taka bogata: gwałtowny rozwój gospodarczy nastapił po II wojnie światowej, po tym jak była ważnym miejscem strategicznym dla amerykańskiego wojska) Większość Islandczyków kupuje wszystko na kredyt, a potem chodzi do dwóch prac (słowo: "chodzi", a nie "pracuje" jest tutaj kluczowe;) - Islandia ma jedną z najwyższych w Europie liczbę godzin spędzonych tygodniowo w pracy.

Pogoda: hm...Żeby przetrwać zimę (jasno robi się teraz około 10 rano, a ciemno około 16) trzeba się tu czymś zajmować - bardzo wielu Islandczyków gra w jakimś zespole, maluje, śpiewa itp. Ale mimo to notuje się tu najwyższy na świecie, w przeliczeniu na mieszkańca, poziom sprzedaży leków antydepresyjnych...

Deszcz - poprostu nie zwraca się na niego uwagi - moja szefowa jak pada to przychodzi w mokrych włosach, były szef Darka nie włącza wycieraczek (no dobra, szef Darka to temat na osobny post;) Jak pada to na mieście gołym okiem można odróżnić Islandczyków od turystów:)Dzieciakom wkłada się kalosze i tyle - brykają sobie na deszczu i nie jest to nic niezwykłego.

Biblioteka - można pożyczać filmy, muzykę no i książki oczywiście (jest też półka polska: bardzo mnie jej zawartość rozbawiła: "O dwóch takich co ukradli księżyc";))), Tischner, Chmielewska, album o Częstochowie, Makuszyński, Kochanowski, ale też parę nowszych książek: np. Stasiuk). Na moje pytanie ile pozycji mogę pożyczyć, zdziwiona pani bibioltekarka: 30! Fajne są także "książkomaty" do samodzielnego pożyczanie i oddawania książek, filmów itp.

- standardowe "coś na ząb" to cola i nasze prinze polo:) (Islandczycy wogóle są zdziwieni, że nie jest to produkt made in Iceland )
- każdy każdego bardziej lub mniej zna, lub przynajmniej tego kogoś kojarzy (może dlatego tak ważne dla nich islandzkie referencje: tzn, że ktoś z "klanu" juz daną osobe przetestował)

- hasło Islandczyków to "no problem", wszystko jest do załatwienia, ale z tym różnie bywa...
- nie pali się tu w knajpach!! palacze muszą wyjść na zewnątrz na papieroska (a biorąc pod uwagę pogodę jest to dla nich wyzwanie;)

W porcie budowana jest opera (trochę na wzór tej w Sydney), część Islandczyków się śmieje z takiego rozmachu, a część jest z niego dumna.


piątek, 2 listopada 2007

Glymur - najwyższy wodospad

W zimowową i uwaga uwaga: SŁONECZNĄ niedzielę pojechaliśmy odpocząć od codzienności.
Lodową drogą potoczyliśmy się w poszukiwaniu huczącego w dziczy wodpospadu.



Po drodze poznaliśmy zwariowane i bardzo towarzystkie islandzkie konie:

I zatrzymywaliśmy się mnóstwo razy:

Wdrapujemy się, aby obejrzeć Glymur z bliska, kamyczki ustawia się tu zamiast naszych napisów pt.: "Tu byłem":





Na mini parkingu przed ścieżką wiodącą do wodospadu ujrzeliśmy samochód na krakowskich numerach, Ci Polacy są wszędzie;)


Dokumentacja wyjazdu, w tym tęcze nad Glymurem tutaj


poniedziałek, 22 października 2007

Malutki pikniczek za miastem

Pierwszy wypad za miasto naszym samochodzikiem, choc biorąc pod uwagę zurbanizowanie Islandii to hasło "wypad za miasto" brzmi dosyć głupawo;)


Oto główni Bohaterowie: Od lewej: Inga, Darek, Antoni
Miejsce akcji: okolice Esji (tym razem od drugiej strony)
Czas akcji: 3 godziny między Darkowym, porannym siedzeniem w komisji a darkowym wieczornym liczeniem głosów



Scena 1: W poszukiwaniu mostu:


Scena 2: (wydarzenie kuminacyjne pikniku): chwila grozy Ingi, czyli małe zsunięcie się ze zbocza (zdjęć brak)


Scena 3: Prowokująca Antoniego Do Zwierzeń Herbata (Z czym się Antoniemu kojarzy herbata z termosu? Ze wspomnieniami z Sopotu czyli z jajkami na twardo, pomidorami i lodami Bambo (Antoni popraw mnie jak źle podałam nazwę tychże;) oraz Skarby Antoniego:


Scena 4: Piknik właściwy czyli Jedzonko:)


Dla spragnionych krajobrazów więcej zdjątek tutaj



niedziela, 21 października 2007

www.21października.pl


My też wczoraj głosowaliśmy: wyniki na Islandii: PO około 60% głosów:)

Darek i jego Komisja wyborcza obrała za swą siedzibę popularną Cafe Cultura (nad nią znajduje się Centrum Międzykulturowe). Głosowało się w boksikach, których zbijał Darek;)

A oto zmęczony członek Komisji po zliczeniu 444 głosów:




Więcej zdjątek wkrótce jak Darek je dostanie od Przyszłego Pana Konsula (hihihi)

czwartek, 18 października 2007

:)







Już jesteśmy całkiem wolni na Islandii...:)

sobota, 6 października 2007

Reykjavik International Film Festival


Właśnie dobiegł końca Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Reykjaviku, wykupilismy karnet i przez ostatni tydzień naprawdę dużo czasu poświęciliśmy kinu...Ja biegałam na wczesno popołudniowe seanse, a Darek na wieczorne. O główną nagrodę - Złotego Maskonura (to ptaszek widoczny na plakacie, narodowy symbol Islandii) walczyło 15 filmów debiutantów, które wniosły do świata kina nowe spojrzenie.

Wygrała węgierska "Iska's Journey", której niestety nie widzieliśmy. (Jak zawsze nie można było zobaczyć wszystkiego i na coś trzeba się było zdecydować. Maraton w stylu "5 filmów jednego dnia w różnych kinach" wypróbowany przeze mnie nie jest jednak najlepszym pomysłem;).

Nagroda krytyki dla rewelacyjnego duńskiego obrazu: "The art of crying" (to był mój typ na zwycięzcę). Świetnie, słodko-gorzko opowiedziana historia rodziny z problemami, widziana oczyma 11-letniego chłopca. Śmiejesz się a myślisz - mój ulubiony gatunek kina. Must dla psycholoszków

Nagroda publiczności dla "Control" - historii życia (krótkiego) Iana Curtisa z Joy Division. Lata 70, Wielka Brytania, muzyka, miłość, wybory... jak to w życiu;) Mistrzowsko odtworzony i pokazany klimat tamtych lat.


Widziane i polecane:

- "XXY" - historia nastolatki/nastolatka dotkniętego tytułowym syndromem, intrygująco pokazana, i ten dom na plaży...

- "Roming" - Cyganie, podróż, wolność i śpiew kontra laptop i namiot, a okazuje sie jeszcze, że i wiek już nie ten.. Życie Cyganów i ich potomków w obecnych czasach - wersja humorystycza. Dobry.

- "Import-export" - odwieczna wędrówka za szczęśliwym życiem: Ukrainka szuka go w Wiedniu, Wiedeńczyk na Ukrainie. Ciekawe spojrzenie na emigrację i jej powody i ... Typ dokumentu, warto. W Polsce premiera w lutym 2008.

- "Grandhotel" - najnowszy film Davida Ondricka: jak zawsze czeski humor, narysowane grubą kreską postacie i piękne widoki z Grandhotelu na Liberec. A! i jeszcze jak to miło usłyszeć czeski język na Islandii, od razu tak się człowiek bliżej domu czuje;)

Jeżeli możecie pójść na film tylko ze względu na obrazy to polecam przedziwny, ale fascynujący obrazami "Faces of a fig tree".


Widziane i niepolecane:

- "Shotgun stories" - miał być amerykański film w wydaniu europejskim, ale nie wyszło. - "Last winter"- temat globalnego ocieplenia przerósł twórców. Uśmiercając niemal wszystkich bohaterów chcieli chyba pokazać zemstę natury na człowieku.

Polskę reprezentował film "Hiena", na którym jednak nie byliśmy.

Więcej o festiwalu: http://www.riff.is/

poniedziałek, 1 października 2007

Esja


U nas też jesiennie. Korzystając z ładnej pogody (czytaj: nie pada i nie wieje) wybralismy się na okalające Reykaivik pasmo - Esję. Udaliśmy się tam autobusowo-stopowo (1. z Włochem i jego drewnem, 2. z dystyngowaną starszą damą w czarnych rękawiczkach 3. z Islandczykiem, który wybrał się na spacer z psem w swym jeapie - nie wychodząc z samochodu oczywiście)

Widok na Reykiavik, wysepki i zatokę:





Na szczycie spotkaliśmy Islandczyka, który z tajemnicznego schowka w skale wyjął zwinięty zeszycik, w który można się wpisać:) Tu wspólne jedzonko:


Więcej zdjątek

wtorek, 18 września 2007

Co tam porabiamy...



(tu wracamy w sobotę, ee w niedzielę z imprezy w Downtown Reykiaviku)

Tak w skrócie - Darek dalej pracuje dla Zwariowanego Islandczyka, (praca się trochę przedłuzyła, dużo zależne było od pogody ) i ma propozycje różnych prac remontowo-dodatkowych, szuka jednak czegoś innego, stałego. Ja dalej pracuję w restauracji i
 siedzę cały czas nad pracą-pilotażem do mgr i mam już dość, ale już kończę:)

Darek ma tu plany zorganizowania imprez kulturalnych, poznaliśmy już troszkę fajnych ludzi - Polaków, którzy robią tu ciekawe rzeczy. Darek chce tu też zorganizowac Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, zobaczymy..

Póki co organizowane są wybory parlamentarne na Islandii i informujemy wszystkich, że można głosować! I chyba będziemy w Komisji Wyborczej (to żadna fucha, pieniędze są polskie;), dlatego jacyś idealiści musza się za to zabrać;)

Na Święta wracamy 14 grudnia, przez Berlin. Przed Świętami planujemy wpaść do Kraq, więc się zobaczymy:)

Do Islandii wracamy 28 grudnia, bo chcemy tu byc na Sylwestra:)




niedziela, 16 września 2007

POST DLA KĘDZIERA - Pierwszy śnieg!!!!!


Nareszcie jesteśmy otoczeni śniegiem:)
Na razie tylko na szczytach okolicznych pasm:





Ale już chodzimy w czapeczkach i szaliczkach i wogóle, wogóle, zimno...jest troszeczkę...
Te zdjątka są z naszego niedzielnego spacerku do zatoku koło Nowego Portu. 



A na koniec niedzielnego popołudnia iście islandzka kolacyjka w pakistańskiej restauracji;)

niedziela, 9 września 2007

AFRAM ISLAND!!!

Byliśmy na meczu Islandia - Hiszpania - 1:1!!!

Tylko akcja toczyła się cały czas na tej drugiej połowie (nie przy tej przy której siedzieliśmy, bo najpierw w 1 połowie atakowali Islandczycy, a w drugiej Hiszpanie)









i widzieliśmy Cassilassa:)
i cale rodziny na meczu
i dzieciaki z wymalowanymi buzkami
i nigdy nie zgadniecie kogo...:)



Więcej zdjęć: tutaj

wtorek, 4 września 2007

Tylko 40 km od stolicy...



Jedziemy w koło Reykjanes - połwyspu na południe od stolicy. Szukamy: pełnego oceanu, latarni na klifach, buchającej gorącem Ziemi i bulgoczacych kociołków błotnych!

Wyjezdżamy z Reykjaviku (jak widzicie znowu jest słonecznie;)



Chyba pisaliśmy, że mają tu lekkiego hopsia na punkcie golfa, (3 godziny transmisji na żywo w pasie dobrej oglądalności) ale nie pisaliśmy, że mają pola golfowe w takich miejscach:





Latarnie i ocean:




Się bawimy:





Droga przez księżycowy krajobraz, taki obraz wita kazdego kto ląduje na Islandii (to przez taki krajobraz podąża sie drogą z miedzynarodowego lotniska do Reykjaviku):


Granica płyt tektonicznych: europejskiej i amerykańskiej przebiega przez Islandię, oddalają się one od siebie w tempie 2 cm rocznie. Można przejść przez mostek i być raz w "Europie" a raz w "Ameryce". To dobrze określa Islandię, w której ścierają sie wpływy ich obu:


Trochę przez przypadek trafiliśmy tu:








Oczywiście wdrapaliśmy sie na te klify:) a na nich masa ptaków ma swoje gniazda, ale nam nie wyszło ani jedno ładne ich zdjątko:( i leżąc na trawie, na brzuszku, podsuwalismy sie do krawędzi...

Leżąc na klifie obrócamy głowę i widzimy:

I jeszcze bulgocząca, dysząca ziemia:







I Krysuvik , czyli nowe kociołki;) i najwieksze ujście pary na świecie