sobota, 3 listopada 2007

Życie w Reykjaviku

Zainspirowana akcją Gazety Wyborczej "mój kawałek Europy" postanawiam w podobnym duchu skrobnąć słów parę o Reykjaviku i życiu w nim.

Żeby wogóle móc tutaj normalnie funkcjonować: założyć konto w banku, podpisać umowę o pracę, kupić sprzęt elektroniczny potrzebny jest magiczny KENITAL. Jest to połączenie naszego peselu i nipu. Ponieważ wszystkie urzędy mają dostęp do jednej bazy danych, załatwiając coś później w urzędach podaje się tylko ten swój numerek i nie wypisuje się już żadnych dodatkowych świstków. (I to oni kompletują Twoje dokumenty, kserują, drukują itp:))

Wszyscy poruszają się samochodami (zrozumiałe ze względu na częste deszcze i mega wiatry - jednego dnia musiałam pojechać do oddalonego 10 minut piechotą banku samochodem!! a i tak jak przebiegłam tam i spowrotem to byłam cała mokra;))
Autobusem jeżdżą emigranci (zanim nazbierają na autko;) i uczniowie, którzy jeszcze nie mają prawa jazdy; ) rower jako środek transportu zarezerwowany jest dla "prawdziwych zapaleńców";) Mimo dużej iości trójpasmówek i rond i miasto w godzinach szczytu jest zakorkowane. Niedawno zlikwidowano nakaz zamykania knajp w weekendy o 3 w nocy, bo robiły sie korki na mieście..;)

Co do ich zwyczajów na drodze: wrzucanie migaczy uchodzi tu za zbędną fanaberię, a zatrzymanie się na środku wąskiej ulicy aby z kimś porozmawiac jest oki - nikt nie trąbi. Mają hopsia na punkcie terenówek i wożenia się nimi po Laugavegur (główna ulica handlowa).

Słynne są także "niedzielne spacery" Islandczyków: czyli przejażdżka samochodem przez kilka rond:) Ale trzeba też przyznać, że dużo z nich aktywnie wypoczywa, i nawet w taką sobie pogodę idzie na spacer, biega czy to gdzieś za miastem czy w obszarze rekreacyjnym wzdłuż rzeczki Ellidaardalur.

Niezmiernie popularne są tu geotermalne baseny na świeżym powietrzu, z jakuzzi , sauną i różnymi masażowymi bajerami, mmmm. Wszyscy z nich korzystają, od kilku miesięcznych maluchów począwszy. Początkowo siedzenie z mokrą głową na zewnątrz przy kilku stopniach i wietrze było trochę dziwnych przeżyciem (przypominały nam się wszystkie mamino-babcine przestrogi;) Ale teraz się aklimatyzujemy -suszenie włosów też uznajemy już za zbędną czynność(choć jeszcze wychodzimy w czapeczce na mokrych włosach, ale pracujemy nad tym;)

To co nas zdziwiło to duże zamerykanizowanie społeczeństwa i ogromny konsumpcjonizm (Islandia dopiero od niedawna jest taka bogata: gwałtowny rozwój gospodarczy nastapił po II wojnie światowej, po tym jak była ważnym miejscem strategicznym dla amerykańskiego wojska) Większość Islandczyków kupuje wszystko na kredyt, a potem chodzi do dwóch prac (słowo: "chodzi", a nie "pracuje" jest tutaj kluczowe;) - Islandia ma jedną z najwyższych w Europie liczbę godzin spędzonych tygodniowo w pracy.

Pogoda: hm...Żeby przetrwać zimę (jasno robi się teraz około 10 rano, a ciemno około 16) trzeba się tu czymś zajmować - bardzo wielu Islandczyków gra w jakimś zespole, maluje, śpiewa itp. Ale mimo to notuje się tu najwyższy na świecie, w przeliczeniu na mieszkańca, poziom sprzedaży leków antydepresyjnych...

Deszcz - poprostu nie zwraca się na niego uwagi - moja szefowa jak pada to przychodzi w mokrych włosach, były szef Darka nie włącza wycieraczek (no dobra, szef Darka to temat na osobny post;) Jak pada to na mieście gołym okiem można odróżnić Islandczyków od turystów:)Dzieciakom wkłada się kalosze i tyle - brykają sobie na deszczu i nie jest to nic niezwykłego.

Biblioteka - można pożyczać filmy, muzykę no i książki oczywiście (jest też półka polska: bardzo mnie jej zawartość rozbawiła: "O dwóch takich co ukradli księżyc";))), Tischner, Chmielewska, album o Częstochowie, Makuszyński, Kochanowski, ale też parę nowszych książek: np. Stasiuk). Na moje pytanie ile pozycji mogę pożyczyć, zdziwiona pani bibioltekarka: 30! Fajne są także "książkomaty" do samodzielnego pożyczanie i oddawania książek, filmów itp.

- standardowe "coś na ząb" to cola i nasze prinze polo:) (Islandczycy wogóle są zdziwieni, że nie jest to produkt made in Iceland )
- każdy każdego bardziej lub mniej zna, lub przynajmniej tego kogoś kojarzy (może dlatego tak ważne dla nich islandzkie referencje: tzn, że ktoś z "klanu" juz daną osobe przetestował)

- hasło Islandczyków to "no problem", wszystko jest do załatwienia, ale z tym różnie bywa...
- nie pali się tu w knajpach!! palacze muszą wyjść na zewnątrz na papieroska (a biorąc pod uwagę pogodę jest to dla nich wyzwanie;)

W porcie budowana jest opera (trochę na wzór tej w Sydney), część Islandczyków się śmieje z takiego rozmachu, a część jest z niego dumna.


Brak komentarzy: