Do Flateyri jedzie się przez wydrążony tunel w górze (w środku tunelu znajduje sie skrzyzowanie: na Flateyri prosto, a do Sudureyri w prawo, jadąc od Metropolii;) Powstał on po to aby istniało w miarę stałe połączenie wyżej wymienionych miasteczek z Isafjordur.
Szczególnie Flateyri zrobiło na mnie wrażenie:
I wielki wał nad miastem (mający chronić przed lawianami):
Życie w nieustannej obserwacji natury.
Czy jest dobry czas na lawiny…………………………………………
No masakra jak dla mnie.
Droga z Isafjordur do miasteczka obok (Bolungarvik) jest szczególnie niebezpieczna – bardzo często spadają tam lawiny i sa pobudowane tam takie specjalne tunele, w których może akurat się znajdziesz jak zejdzie lawina.
Mieszkaliśmy w tym miasteczku.
Jechaliśmy te drogą 6 razy – za każdym razem byłam bardzo szczęśliwa jak byłam „po tej drugiej stronie”. Niektórzy Islandczycy wogóle nie jeżdżą tamtą drogą.
I refleksja – jak Ci ludzie żyją w takich miejscach? Z nieustanną groźbą.
I dlaczego tam, do cholery, mało to miejsca na świecie ??????????????????????
Uchwycony "efekt halo" w poszukiwaniu dobrego miejsca na obiadek. Znowu droga "lawinowa" (którą mieszkańcy 2 znajdujących sie tam farm pokonują za każdym razem, gdy chcą udać się do "cywilizacji" albo Sudureyri;)
I gotowanko:
I teraz mamy taki widok jedząc "pewnie pożywną" i "interesujaco" wygladającą zupę:
Widzieliśmy też kolorową tańczącą zorzę (fiolet, ha!) - niestety była za szybka i nie zdażyliśmy jej złapać na zdjęciu. (Więc dla Was znów tylko zielona - przepraszamy;) Zimno jak cholera, ale gapimy się w niebo. Nagle z ciemności słyszymy ciepły głos mówiący „cholera, ten statyw, jak najbardziej tańczyła to jej nie uchwyciłem, a już miałem taka miałem w maju, ale nie w takim zawirowaniu….” i ukazała nam się postać żywcem wyjęta z książek Musierowicz: (taki Bernard tylko bez egzaltacji ), jednym słowem Adam Topolski, polonista, zapalony fotograf.
Zarzucił nas potok słów i śmiesznych anegdot, a to o kształtach zorzy, jakie udało mu się uchycić (piramidka, dwa kręgi razem złączone) i dźwiękach jakie wydaje zorza (jest taka strona w necie) i o sąsiadach za ścianą (MEIRA, MEIRA! Przy których żeński akademik wysiada). Ale tak w ogóle to ta zorza to w ogóle w złym czasie się pojawiła, bo on miał bardzo ważne spotkanie w Internecie (gra!;)
No mega pozytywna postać!!! Z taka postacia jako sąsiadem to nawet mogłabym w Isafjordur mieszkać;)
Na koniec wieczorek w kuchni z grzanym winkiem na cytrynowym kiesielu (całkiem dobry patent Szczepana).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz