Trochę późno (zmachani wielkanocnymi przygotowaniami, a jak!) ruszamy odkrywać Fjordy.
5 dni, masa wrażeń wszelakich: piękno fjordów, różne relacje międzyludzkie, które obserwowaliśmy przez ten czas, życie na kompletnym zadupiu i w dodatku z nieustanna groźbą lawiny, naturalne hot poty, zorza, dużo tego... no i przemyśleń też sporo..My to znaczy:
Zmarznięty Zapatysta, czyli Kinga:
Zmarznięty Zapatysta, czyli Kinga:
i nasz ruchomy domek:
Nie mamy zaplanowanych noclegów, będziemy się za czyms rozglądać w drodze.
Znajdujemy milutką farmę na odludziu Heydalur, gdzie wita nas miła starsza Pani i gadająca papuga. Zmęczeni pakujemy się do prywatnego domu, zamiast do czekających na nas pokoi (Ola) i zakopujemy się autem przed tymże prywatnym domkiem. Islandczycy, zawsze gotowi do użycia swych potężnych maszyn, bez problemu wyciągaja nas następnego dnia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz