czwartek, 16 sierpnia 2007

22 km między lodowcami



RELACJA Z WYPRAWY 11-12-13 SIERPIEN 2007

Reykiavik-wulkan Hekla(widok z dolu)-wodospady:Seljalandfoss-Skogarfoss-przejście górskie: Skogar-Porsmork 22km między lodowcami Eyjafjalljokull i Myrdalsjokull- Basar-Husadalur-Reykiavik


11 sierpień - sobota

Wyprawę rozpoczelismy z opoznieniem (ja sie wysypialam po pracy i wczesniej niz o 9:30 wstać niepodobna). Po polgodzinnym marszu przez Reykiavik i przekraczaniu rzeczki Ellidaar dotarlismy na obwodnice stolicy. Pierwsze „machniecie” i juz zatrzymal sie sympatyczny Islandczyk, pracujący przez 6 miesiecy w roku rybak jadacy na golfa do Selfoss. (oni mają tu hopsia na punkcie tego sportu)
Wysadzil nas co prawda pokazujac zla droge do Vik, ale jako doswiadczeni traperzy szybko dostrzeglismy błąd.:) Za rada zainteresowanego nami sympatycznego islandzkiego młodzieńca dwukrotnie zmieniliśmy punkt zatrzymywania kierowców. Z obrzeży zamieszkanego przez tysiac mieszkancow Selfoss (w którym jednakże dziala PriceWaterhousecoupers!!) zabrał nas polski tirowiec. Zafundowaliśmy sobie z nim 1,5 godzinną objazdowa wycieczke pod wulkan Heklę. Wygląda dość niepozornie..



Kolejny stop to mówiący po polsku Litwini-para 40 latkow pracujaca w Reykiaviku. Anatol po dowiedzeniu sie, że jestesmy z Polski kupił nam po "Żywcu" (powszechnie dostępne jest tu polskie piwo) i kontunuowalismy podróż w bardzo "słowianskiej"atmosferze. Z głównej drogi widoczny jest wodospad Seljalandfoss:





A także imponujący Skogafoss, spod którego około 18 ruszyliśmy w góry (ta pomarańczowa kropeczka to Ola):




Ruszamy w górę podążając wzdluż wypływającej spod lodowca rzeki, na której co chwile odkrywamy kolejne cudo-wodospady.


Przez chwilę zagubieni we mgle..szybko odkrywamy żwirową droge, ktora prowadzi az do chatki połozonej między dwoma lodowacami. Docieramy jednak do niej następnego dnia. Robi sie późno, więc znajdujemy miejsce na nocleg:


12 sierpień

To zdjęcie naszego obozowiska jest z 6 rano, kiedy to cieszylam sie sloncem!! (Daruś spał) I czekalam na wylowienie sie lodowców zza mgły:


Wspinamy sie do wspomnianej wcześniej chatki i podziwiamy widoki widocznych wysp Vestmannaeyjar:



W deszczu dotarlismy do chatki-schronu, która znajduje się w połowie drogi między Skogar a Porsmork.Spotkalismy tam wycienczonego i przemoczonego Kubę, który po dojsciu do siebie dołączył do naszej wyprawy.

Przechodzilismy przez jęzor lodowca, we mgle, szukając żółtych tyczek...



a w lodowcu straszyły szczeliny:


Nasz trud zostal jednak wynagrodzony: po przekroczeniu najblizszego pasma, ukazał nam sie taki widok na Eyjafjalljokull:


można więc było wypić winko, tachane na uczczenie takich widoków:)



W drodze do Porsmork:






ukazują nam się jęzory lodowców i takie widoki:
(są łancuchy i chwile na czworakach:))









Schodzimy do Porsmork, dzicz, nic nie ma. Patrzymy: domek! Wchodzimy: toaleta cała w kafelkach:)

Idziemy dalej, Kuba chcący się zatrzymać na noc pyta napotkanego Islandczyka (siedzącego w samochodzie terenowym, a jakże!): "Gdzie tu jest kemping?". "Wszędzie!"- odpowiada zdziwiony pytaniem wyspiarz.

Znajdujemy w końcu oficjalny kemping i mini schronisko. Jest juz 19, a my jutro idziemy do pracy...i chcielibyśmy jak najszybciej znależć się w Reykiaviku. Nie jest to jednak takie proste...jest 30 km do głównej drogi, i trzeba pokonać samochodem terenowym rzekę. Ale probujemy! Jedziemy z szefową bazy terenową toyotą do miejscowości gdzie, jak mówi, możemy spróbować złapać stopa. Niespodziewanie wysadza nas z samochodu przed rwącym potokiem. A myśleliśmy, że z nią go pokonamy. Każe nam machać w kierunku znajdującego sie po drugiej stronie rzeki gospodarstwa. Machamy. Czekamy. Jakieś ruchy po drugiej stronie. Drobna blondynka wsiada do "terenowego"traktora z niewielką przyczepką bagażową i dynamicznie forsuje wodę. Zastanawiamy sie czy ta przyczepka to dla nas...Odpowiedź brzmi: TAK!!

W tym miejscu prosimy osobę, która robila zdjęcia naszej wesołej przeprawie o wklejenie ich w tym miejscu :)

Po emocjach, szczęśliwie będąc już na drugim brzegu, dowiadujemy się, że do Husadalur (czyli do miejscowości do której zmierzamy) jest tylko poł godzinki drogi doliną...Ok idziemy..:)

Pierwsze co nam sie ukazuje to latarnia (wokół dzika przyroda). Cała miejscowość to kemping i schronisko, z tym, że z większymi luksusami niż ta, do której zeszlismy prosto z gór (sauna, tak zwany hot spot, czyli basenik z gorącą, geotermalną wodą). No i najwazniejsze - TU DOJEŻDZA AUTOBUS (terenowy oczywiście:) - w drodze do cywilizacji trzeba jeszcze bowiem kilkakrotnie sforsować rzekę. Czeka nas nocleg w tym miejscu - autobus do stolicy rusza o 8:30 rano, a nikt w kierunku głównej drogi się nie wybierał. Skorzystaliśmy więc z luksusów przygotowanych dla turystow, którzy schodzą do Husadalur zazwyczaj po kilkudniowym marszu przez interior.

Padamy na nosek...


13 sierpień

Ruszamy do domu. Przeprawa przez rzeke terenowym autobusem nie robi juz na nas wrazenia;) Jedziemy koło wodospadu Seljalandfoss. Jeszcze wczoraj robil na nas ogromne wrazenie, teraz nie wzbudzil juz wiekszych emocji. Nie wiem czy to dobre zjawisko..:) Uodparniamy sie na piekno;)

2 komentarze:

Unknown pisze...

Rządzicie :-)
Da się tam rowerami jeździć ? :-)
( górskimi oczywiście ;) )

Magda pisze...

Ślicznie :)
Nie wiedziałam, że macie już jedno nazwisko ;)